Ten rok ma być dla pszczelarzy wyjątkowo udany...


... tak wyczytałem. Dla rolników zajmujacych się truskawką też był udany. Można by jeszcze kilku producentów w tym miejscu wymnienić z podobnym efektem. Co się więc stało, że każdy się żali?

Jak kupiłem pierwszą truskawkę w czerwcu, zapłaciłem za nią 15 zł za kilo. Tego samego dnia rozmawialem ze znajomym, który mieszka w "zagłębiu truskawkowym", powiedział, że tez kupił, bezpośrednio z pola po 2,50 za kilo. Różnica znaczna, pytanie kto ją zgarnął.

W przypoadku truskawki jakieś wyobrażenie mam. Będąc młodym, zbierałem je, nie zarobkowo, pomagając "w rodzinie". Najciekawszym elementem tej pracy było odstawianie truskawki do skupu, bo na wozie, ciągnionym przez konie, którymi pozwalano nam powozić. Tu została mi wiedza, kto i ile. Kilkudziesięciu rolników, każdy po 50-200 łubianek, każdego dnia. Dziś pewnie jest podobnie. Można by policzyć, 100 łubianek * 2 kilo * 10 zł (cena mniejsza niż u agro - handlarza), da nam 2 tys. dziennie.

Dlaczego zatem producenci narzekają?

Może dlatego, że nie potrafią się zorganizować? Bo z takiego Grójca do np. stolicy, odległość żadna,  jest ok 50 km. Podobnie jest w innych "zagłębiach", zawsze jakiś większy ośrodek miastowych blisko się znajdzie. A sprzedać 50 kilo truskawek, to jest mniej więcej poszukać sobie 50 osób/klientów. Powie ktoś, rolnik ma uprawiać. Zgoda, tylko po co ma uprawiać, skoro od kilkudziesięciu lat jest to samo narzekanie na niską cenę i że nikt nie chce skupować.

Jakoś tak jest, że handlarzowi się opłaca pojechać, kupić, dostarczyć na stragan. Dlaczego rolnikom miałoby się nie opłacać? Widzę tu umiejętność gospodarowania i nieumiejętność odróżnienia cwaniaka od poczciwego. A rolnik doskonale wie, że samo się nie zrobi. Mi, miastowemu, pozostało pozostać na łasce cwaniaków i irytować na różne machloje związane z mieszaniem przedwczorajszych truskawek z wczorajszymi i dzisiejszymi. Oczywiście zawsze mogę poświęcić chwilę i "na pole" pojechać. Ja mogę, tylko czy to coś zmieni?

I tak sezon w sezon, trwale, nic nie można zrobić, a dotyczy to jabłek, wiśni, czereśni... miodu.

A "firmy dystrybuujące miody odmawiają kupna, bo półki zajmują tam tańsze produkty z innych krajów, skupy oferują ceny poniżej opłacalności".

Dalej, "w Polsce miodobranie rozpoczyna się w maju. Jednak firmy zaopatrzyły się w ten produkt wcześniej i teraz mają pełne magazyny, jednym z państw, którego miody konkurują z polskimi, jest Ukraina. W ramach wsparcia gospodarki kraju ogarniętego wojną, od stycznia 2023 r. można bezcłowo wwozić stamtąd do Polski i Unii Europejskiej wiele produktów rolnych, m.in. miód".

Tu producenci wiini się zastanowić, kogo i dlaczego akurat jego wybierają, tak do Sejmu, Senatu, na Prezydenta, lokalnie, jak i do wszelkiego rodzaju agro - doradczych - instytucji.

"Prawdziwym problemem dla pszczelarzy ponoć są miody z Chin. Cena za kilogram to 1,5 euro. W dodatku często produkty te są nie tylko kiepskiej jakości, ale też zafałszowane. Pszczoły karmione są syropem i to, co powstaje w ulu, to nie jest czysty miód - ostrzega wiceprezydent Polskiego Związku Pszczelarskiego".

"Według danych Krajowego Ośrodka Wsparcia Rolnictwa (KOWR).......", a wiceprezydent Polskiego Związku Pszczelarskiego ostrzega.


Otóż to, ten ostrzega a ośrodek wsparcia zauważa. A każdy z nich miesięczną pensję skwapliwie przyswaja.

Co ja mam do tego całego interesu? Nic podadto, że zmuszony jestem do nabycia bliżej nieznanego zajzajeru pod nazwą "miód taki to a taki, z tego to a tego", jeśli akurat najdzie mnie ochota na miodek.

Podsumowując, mi nie smakuje, rolnicy i pszczelarze guzik ze swej pracy mają, doradcze pensje stale są wypłacane.

---
Kiedyś, mniej więcej 30 parę lat wstecz, obserwowałem średniej wielkości sklepik w Niemczech. Podjechal rolnik, niemiecki, dość dobrym autem, kombi, otworzył bagaznik i w  takie miodki sklep lokalny zaopatrzył, podjechal kolejny, jabłek skrzynkę przytargał. Wspomnę o piekarzu. Nie tak dawno w pewnej miejscowości nad morzym śródziemnym, po przylocie, w niedzielę, okolo 17, w małym sklepiku świeży chleb kupiłem. W sklepie było ze 2 bochenki. Jak już kupiłem (a sklep był blisko), wyglądając z balkonu, zauważyłem, że na motorowerku przyjechał chłopak i kolejny jeden czy dwa bochny świeże dowiózł. W Polsce, natomiast, w lokalnych sklepach, tuż przed świętami nadal są "zapisy" na pieczywo, wręcz jest to stała ceremonia.