Lubię sobie pograć, mam nadzieję, ze nie przeszkadzam nikomu

Budkę Suflera mam na celowniku od prawie 50 lat, mniej więcej od ich początków. Gdzieś jak miałem niespełna 13 lat dostałem do użytku pożyczony ZK-120 (magnetofon dwuścieżkowy, lampowy, monofoniczny). Wraz zanim były 3 taśmy nagrane przez nieznanych mi bliżej licealistów. Różnica wieku, mój dotychczasowy brak sprzętu został zestawiony nagle z nieco cięższą muzyką. Sądzę że ten wpływ się do dziś utrzymał. Początkowo była to tylko muzyka, bo choć słowa do dziś znam na pamięć, zbyt młody byłem aby wartość tekstów przyswoić ze stosownym zrozumieniem, cały czas się staram.

Taśma pierwsza zaczynała się od „Angie” Rolling Stones, następnie był Giorgio Moroder, Donna Summer, była to dla mnie nieco lżejsza muzyka, wbijając się jednak mocno w wyobraźnię.

Taśma numer dwa była już sporo cięższa. King Crimsom wraz z „In the Court of the Crimson King” i „In the Wake of Poseidon”. King Crimson jak i pozostali do dziś ze mną pozostali.

Taśma numer trzy to była Budka Suflera wraz z płytą „Cień wielkiej góry”. Choć była to sama taśma, bez tytułu, nazwy. Sięgnąć do netu było nie możliwe. Dopiero jakiś rok później miałem tę płytę w ręku. Cóż, przeskoczyłem nagle z Bambino (taki nazywany wtedy adapter na pocztówki dźwiękowe i płyty) z Połomskiego, Kunickiej, Santor i im podobnych na bardziej niespokojną muzykę. Po niedługim czasie do wspomnianych wróciłem bo byli artystami pierwszej ligi. Szkoda, że moje młodzieńcze towarzystwo nie akceptowało tego uważając za obciachowe.

Wracając do BS płyta rewelacja, mój pierwszy kontakt z kawałkiem muzyki który trwał (suita Szalony koń) prawie 20 minut, choć tej płyty należy słuchać jako całość. W tle mamy Alibabki, Niemena na moogu i Stefankiewcza na organach.


Lubię ten stary obraz
Teraz okrutnie się panowie kłócą, jedni parę groszy chcąc dorobić, inni zachować to czym BS była. Nie chcę wchodzić w szczegóły są dorośli niech to załatwią sami między sobą.

Miał Rację Cugowski gdy w pewnym momencie z godnością odszedł. Jedni mówią, ze ma dziwny głos, ja uważam, że doskonały w tym miejscu i czasie. Lipko był znakomitym klawiszowcem, kumplem już chyba nie do końca. Przynajmniej w ostatnich latach życia. Mietkowi Jureckiemu od zawsze miałem ochotę strąka z głowy podciąć. Zeliszewski, za perkusję faceta kocham, za bycie księgowym zespołu już nie.

Jest jeszcze jeden facet Andrzej Ziółkowski, znakomity nieżyjący już gitarzysta


proszę zresztą posłuchać „Nocy nad Norwidem”, jeśli nie całości to przynajmniej od 2:40, saksofonem (gościnnie występującego) Andrzeja Szczodrowskiego pokryta, idealnie wpasowana gitara Ziółkowskiego, dłubie na niej genialnie, zaczyna się w 3:30, całość uzupełniona o delikatnego Zeliszewskiego i dopełniona przez Lipko, no cóż mogę powiedzieć, istne cudo.


Przechodniem byłem między wami”, druga ich płyta była nieco inna w odbiorze, ale równie dobra jak pierwsza. Tu nagle dla mnie ich kariera się zakończyła. Wszelkie kolejne płyty nie były akceptowane przeze mnie. Usiłowałem, nie dałem rady. Nie wiem o co im poszło przed laty i tak w zasadzie mam to gdzieś. Widziałem ich kilka razy w akcji, warto było.

BS dla mnie to zawsze będzie Lipko, Cugowski, Ziółkowski  i Zeliszewski.